Już myśleliście, że nie wrócę? Niespodzianka! Ogromnie
doceniam to, że mimo, iż się nie odzywałam to nadal na blogu pojawiały się nowe
komentarze. Dzięki, że o mnie nie zapomnieliście:* Przez jakiś czas straciłam
zapał do pisania bloga, ale dziś dopadła mnie nagła wena. A wszystko to za
sprawą norweskiego Dj-a Kygo i jego utworu ‘Stole the show’. Głosu kawałkowi
użycza niejaki Parson James. Kygo zasłynął genialnym remixem ‘I see fire’ Eda
Sheerana, który swego czasu uwielbiałam. Przed Wami interpretacja jego autorskiego kawałka.
Darling, darling, oh, turn the lights back on now
Watching, watching, as the credits all roll down
Crying, crying, you know we're playing to a full house, house
Po pobieżnym przeczytaniu tekstu od razu rzucił mi się w
oczy niezwykle popularny i poruszany już na blogu topos życia-teatru (patrz ten wpis). Autor tekstu jednak idzie z duchem czasu i proponuje nam jego
uwspółcześnioną wersję, mianowicie topos życia-filmu. W pierwszej zwrotce widzimy
scenę końcową filmu, lecą już napisy więc można z powrotem włączyć światło.
Widownia wypchana po brzegi więc niby film odniósł sukces, a jednak dziewczyna
płacze. Może smutno jej z
powodu zakończenia seansu?
No heroes, villains, one to blame
While wilted roses fill the stage
And the thrill, the thrill is gone
Our debut was a masterpiece
But in the end for you and me
Oh, the show, it can't go on
Pora już wyjawić, że ów zakończonym filmem jest związek
dwojga (dwóch) bohaterów (-ek) [niepotrzebne skreślić, wg uznania]. Ekscytacja
związana z występem już dawno minęła, jednak mężczyzna przyznaje, że ich debiut
był dziełem sztuki. W filmie nie było postronnych bohaterów czy też czarnych charakterów, nie ma więc kogo winić
za rozpad związku. Jak stwierdza autor tekstu jest tylko ‘one to blame’ - jedna
osoba, którą można winić za to co się wydarzyło. Domyślać się można, że tą
osobą jest ona albo on. W drugim wersie chyba autorowi zapomniało się, że pisze
przecież o związku pary jak o filmie,
nie o przedstawieniu teatralnym, więc skąd róże spadające na scenę? Nieważne,
wybaczamy, każdemu się zdarza. Cóż mogą więc te róże oznaczać? Na myśl
przychodzi mi jedna interpretacja - widownia to pewnie wszyscy znajomi i przyjaciele pary. Może przynieśli róże, z
nadzieją, że będą im je wręczać na ślubie? Teraz jednak, po zakończeniu związku
nie pozostaje nic innego niż się ich pozbyć. Dlaczego jednak róże są
zwiędnięte? Może ma to na celu podkreślenie, że para spotykała się już naprawdę
długo. A może po prostu umarły, tak jak wzajemna miłość bohaterów
So hold for the applause, oh
And wave out to the crowd, and take our final bow
Oh, it's our time to go, but at least we stole the show
At least we stole the show (x4)
At least we stole the show
And wave out to the crowd, and take our final bow
Oh, it's our time to go, but at least we stole the show
At least we stole the show (x4)
At least we stole the show
Kiedyś mieli siebie, czyli wszystko co było im potrzebne do szczęścia. Dziś nie ma już po tym śladu. Mężczyzna prosi swoją byłą, by jeszcze nie rozpływała się we łzach, bo przed nimi ostatni ukłon. Prosi ją także, by pomachała do publiczności. Może za ukłonem oraz interakcją z publicznością kryje się spotkanie ze znajomymi informujące o tym, że to już koniec między nimi, i woleliby się nie spotykać na wspólnych imprezach. Na koniec pojawia się trzykrotnie powtórzone stwierdzenie, że i tak skradli show. Może autor ma na myśli, że byli super dobraną parą, i bez względu na to, jak to się skończyło to i tak przeżyli razem wspaniały kawałek czasu.
Darling, darling, you know that we are sold out
This is fading, but the band plays on now
We're crying, crying, so let the velvet roll down, down
Our lines we read so perfectly
But the show, it can't go on
Ostatni bilet na ich wspólne przedstawienie się sprzedał. Więcej
nie dodrukują, bo nie ma już komu grać. Orkiestra jednak nie ustaje w
dostarczaniu muzycznego tła parze. Oznacza to, że życie toczy się dalej i każde
z nich będzie tworzyć nowe show, lecz tym razem w innym duecie.
Zmęczone graniem słowa na dziś:
credits - napisy końcowe
full house - pełna widownia
to wilt -więdnąć
velvet - aksamit
Super,że wróciłaś :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że skoro zapał wrócił to będziesz nas raczyć wpisami bardzo często :)
Szczerze na to czekam :)
Jak miło znów Cię widzieć! Już myślałem, że zarzuciłaś biznes ;) I gratuluję doboru piosenki - mnie się ona bardzo podoba, choć dotąd nie zatrzymałem się nad nią dostatecznie długo, by interpretować przekaz w niej zawarty.
OdpowiedzUsuńŻyczę więcej weny/czasu w przyszłości i ślę pozdrowienia!
A mnie miło, że ciągle zaglądasz na bloga :) I czas i wena się przydadzą, dzięki!
UsuńA może następną piosenką będzie Hurts- ,,Some kind of Heaven", jeśli dałoby się coś z tego wyskrobać? :)
OdpowiedzUsuńA zobaczę ;)
UsuńJa chce żeby następną piosenką była Katy Peery-"Wide Awake". Stare to już , ale nadal nic nie pojmuje. :-P
OdpowiedzUsuńO, to też by mogło być, chyba nawet nadaje się lepiej niż moja propozycja XD
OdpowiedzUsuńTak!!
OdpowiedzUsuńLepsze od wide awake